Dział ds. Osób z Niepełnosprawnościami

Być człowiekiem bez ograniczeń - historia Dawida Krasińskiego

Dawny Mistrz Polski Niewidomych w Taekwondo Olimpijskim, Mistrz Akademicki AZS w Goalball’u, a także kończący studia magisterskie, student matematyki oraz Prezes Zrzeszenia Studentów Niepełnosprawnych UKW.
To tylko kilka z funkcji, jakie pełni Dawid Krasiński. Co jeszcze o sobie opowie nam student UKW?

Dawid Krasiński

Wspomniałam już o tym, że studiujesz matematykę, co sądzisz o tym kierunku, dlaczego zdecydowałeś się go wybrać?

Moim zdaniem kierunek jest naprawdę bardzo w porządku. Jeśli chodzi o to, czy zgadza się z moimi oczekiwaniami, które miałem na początku, to odpowiedź brzmi nie. Nie miałem żadnych oczekiwań, matematykę wybrałem, ponieważ miałem problem z podjęciem decyzji, co do mojej dalszej “kariery”. Matematyka pojawiła się z przyczyn czysto pragmatycznych.  Po zakończeniu liceum chciałem udać się na kierunek związany z technologiami informacyjnymi lub filologię rosyjską.

Okazało się jednak, że na pierwszym ze wspomnianych kierunków jest wymagany rysunek techniczny, z którym po prostu nie dałbym sobie rady, biorąc pod uwagę to, że mam znaczny stopień niedowidzenia. Filologię rosyjską odrzuciłem natomiast dlatego, że nie czuję się humanistą, a poza tym musiałbym tam bardzo wiele czytać, co też nadwyrężyłoby mój wzrok.

Już w gimnazjum zauważyłem, że zawsze na koniec odrabiania lekcji zostawiałem te przyjemniejsze przedmioty, i ku mojemu zaskoczeniu, zazwyczaj była to matematyka. Stąd też moja decyzja o wyborze kierunku. Nigdy nie czułem się i nie czuję się do tej pory wybitnym orłem z matematyki. W szkołach masowych, do których uczęszczałem, raczej pojawiałem się na zajęciach uzupełniających, a nie na kółku przedmiotowym. Wybrałem matematykę, ponieważ kierunek ten wydał mi się możliwym do ukończenia bez większych barier, które wynikałyby z mojego niedowidzenia. Podczas rekrutacji wiedziałem, że warunki nie do końca mi sprzyjały, jednak postanowiłem zaryzykować i sprawdzić sam siebie, czy podołam takiemu wyzwaniu. Na szczęście dostałem się, nie zajmując aż tak złego miejsca w rankingu rekrutacyjnym.

A jak oceniasz przygotowanie uczelni dla osób niepełnosprawnych, szczególnie z niepełnosprawnością wzroku?

Jeżeli chodzi o dostosowanie uczelni pod względem architektonicznym, to widoczny jest znaczny postęp, ale istnieje jeszcze wiele rzeczy, które można byłoby, a nawet trzeba poprawić. Uważam, że motorem napędowym większości pozytywnych zmian na rzecz osób ze specjalnymi potrzebami oraz rzeczą, którą można odnotować na naprawdę duży plus, jest prężne działanie Działu ds. Osób z Niepełnosprawnościami. Głównie dzięki tej jednostce wybrałem UKW. Pamiętam, że w trzeciej klasie liceum na którejś z lekcji pojawił się Pełnomocnik Rektora ds. Osób Niepełnosprawnych - Pan Radosław Cichański, który przedstawił nam ofertę uczelni oraz swojego biura i zapewnił nas, że istnieje biuro, które będzie nas wspierać w całym procesie kształcenia.

Czy możesz również liczyć na pomoc ze strony wykładowców oraz znajomych? 

Dużą pomoc otrzymałem od moich koleżanek i kolegów z roku, którzy dzielili się ze mną notatkami, ale pamiętali również o tym, aby przygotować dla mnie powiększoną wersję jakiegoś referatu lub po prostu zawołać mnie, gdy „błąkałem się” po korytarzu szukając sali. Jestem im za to naprawdę wdzięczny.

Ze strony wykładowców spotykałem się z otwartością i życzliwością. Nigdy nie odmówili mi pomocy, gdy o nią poprosiłem. Jednak niestety zdarza się, że prowadzący zapominają o tym, że jestem osobą z niepełnosprawnością i nie przygotowują egzaminów napisanych większą czcionką. Jedna z pań wykładowczyń zażartowała kiedyś, że to trochę moja wina, bo pracując, zachowuję się jak osoba pełnosprawna i ona po prostu zapomina, że posiadam jakiekolwiek trudności - odebrałem te słowa za naprawdę duży komplement. Zanim rozpocząłem studia, to dzięki uprzejmości Pana Pełnomocnika, udzielono mi spotkania z przedstawicielem Instytutu Matematyki, na którym mogłem porozmawiać o tym, jak wyglądają zajęcia. Pamiętam, że Pani dr Szczuka wymyśliła dla mnie świetny system pracy. Żeby nadążać na wykładach i nie przeszkadzać zbytnio innym, po prostu poleciła mi robić zdjęcia tablicy, a notatki wykonywać w domu. Była i jest to metoda wymagająca poświęcenia sporej części czasu wolnego, ale też bardzo dobra pod tym względem, że siłą rzeczy musiałem powtórzyć przedłożony materiał.

Sam też należę do ludzi, którzy nie lubią się stale przypominać, więc nigdy nikomu nie miałem za złe, że zdarzyła się jakaś „wpadka”. Poza tym mam też nietypowe podejście, gdyż uważam, że mimo wszystko, to ja muszę starać się dostosować i dążyć do „normalności”, a nie dostosowywać wszystko i wszystkich do siebie.

Jestem szczerze wdzięczny wszystkim wykładowcom i każdemu, kto okazał mi wsparcie. Bardzo doceniam to, co zostało dla mnie zrobione. Mam świadomość, że niestety nie ma standaryzacji, ani europejskiej, ani ogólnopolskiej tego, jak wszelkiego rodzaju dostosowania powinny wyglądać, stąd też prowadzący nawet, jak chcą pomóc, to często nie wiedzą, jak to zrobić.

Dawid Krasiński z Aleksandrą Podowską - koleżanką z Zarządu Zrzeszenia Studentów Niepełnosprawnych. Aleksandra siedzi na wózku inwalidzkim, a obok pochyla się Dawid

Jesteś również Prezesem Zrzeszenia Studentów Niepełnosprawnych, członkiem Samorządu Studenckiego oraz bywasz wolontariuszem. Opowiedz nam trochę o tym.

Jeśli chodzi o moją działalność społeczną na rzecz osób z niepełnosprawnościami, to zaczęła się ona na początku studiów, kiedy dołączyłem do Zrzeszenia Studentów Niepełnosprawnych Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Rozpoczynałem jako Wiceprezes, po roku zostałem Prezesem.

Działalność Zrzeszenia jest dosyć szeroka. Na początku skupiliśmy się głównie na imprezie charytatywnej o nazwie „Odjazdowe Mikołajki”. Zbieraliśmy na terenie Uniwersytetu pieniądze do puszek, które potem przekazaliśmy Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, zajmującej się dziećmi z uszkodzonym rdzeniem kręgowym. W grudniu w Bibliotece organizowaliśmy imprezę, podczas której młodsi podopieczni bawili się i otrzymywali prezenty. Cała ta akcja miała zawsze dwa naprawdę wzruszające momenty. Pierwszym z nich było liczenie pieniędzy i radość, jaką odczuwaliśmy z corocznie zdobywanego rekordu oraz moment, jak dzieciaki z uśmiechem opuszczały naszą Bibliotekę.

Organizowaliśmy również Juwenalia Bez Barier, czyli staraliśmy się dostosować Juwenalia do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Niestety zazwyczaj brakuje rąk do pracy i trzeba było po prostu zakasać rękawy i wziąć chociażby żółto-czarną taśmę, przejść się po kampusie i zaznaczyć wszystkie newralgiczne punkty. Udawało nam się zorganizować osobne wejście dla osób z niepełnosprawnościami, darmowy wstęp dla przewodnika czy strefę przy scenie. Uważam, że nie jest źle. Współpraca z Samorządem Studenckiego z naszym Zrzeszeniem zawsze układała się naprawdę pomyślnie i mam szczerą nadzieję, że będzie tak dalej.

Działałeś w Parlamencie Studentów Rzeczypospolitej Polskiej, na czym polegała Twoja praca?

Byłem osobą odpowiedzialną za szeroko rozumianą kwestię wsparcia studentów z niepełnosprawnościami z całej Polski. Sprowadzało się to najczęściej do odpisywania na zapytania kierowane do mnie drogą mailową. Wymagało to ode mnie dobrej znajomości przepisów prawnych określających funkcjonowanie uczelni wyższych w Polsce oraz uczestnictwa w Radach Studentów i opiniowaniu dokumentów różnego rodzaju, które się pojawiły. Za jeden ze swoich sukcesów w tym czasie uważam to, że dzięki moim staraniom udało kontynuować ideę Krajowej Konferencji Osób Niepełnosprawnych, która została zapoczątkowana przez mojego dobrego przyjaciela Wojtka Sarnackiego, z którym współpracowałem, współpracuje i mam nadzieję współpracować w przyszłości. Wydarzenie to zaowocowało spotkaniami w ówczesnym Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, dzięki którym rozszerzono chociażby Przykładowy katalog wydatków z dotacji na wsparcie procesu kształcenia i prowadzenia badań osób z niepełnosprawnościami.

W czasie swojej kadencji byłem też członkiem Zespołu Doradczego ds. Studenckich  Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Byłem tam również osobą odpowiedzialną za kwestie związane z osobami niepełnosprawnymi. Najistotniejszą rzeczą, którą wtedy zrobiłem było przeprowadzenie około czterogodzinnej prelekcji na temat tego, jak osoby z niepełnosprawnością funkcjonują na uczelniach. Pokłosiem tej owocnej dyskusji jest uchwała nr 8/2019 z dnia 9 grudnia 2019 r. w sprawie zaleceń w zakresie funkcjonowania na uczelniach osób z niepełnosprawnością.

A co ze Stypendium Premiera? To ogromne osiągnięcie.

Stypendium Premiera otrzymałem będąc jeszcze w liceum, na studiach nawet się, szczerze mówiąc, nie starałem. Wiedziałem, że trzeba coś wybrać - albo wybiorę naukę, albo działalność społeczną.

Jeśli chodzi o naukę, to radzę sobie chyba całkiem nieźle. Udawało mi się otrzymywać Stypendium Rektora przez ostatnie 5 lat. Jeszcze nie wiem, co będę robił po zakończeniu studiów, ale na pewno chciałbym się dalej rozwijać.

A odchodząc od tematu uczelni, czy zauważasz jakieś różnicę między Bydgoszczą a miastem, z którego pochodzisz, czyli Rypinem?

Różnice są zdecydowanie widoczne w przestrzeni miejskiej. Na jedynym skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną w Rypinie nie ma udźwiękowienia. Sporadycznie występują płytki z wypustkami, które sygnalizują osobom niewidomym, że zbliżają się do przejścia dla pieszych. Szczerze przyznam się, że mieszkając w domu rodzinnym, nie zwracałem uwagi na tego rodzaju niedogodności, gdyż były one dla mnie naturalną barierą. Niebagatelną rolę w kwestii tego, że poruszałem się swobodnie po mieście, odegrała moja mama. Pomimo tego, że nie jest perypatologiem, od dziecka udzielała mi praktycznych wskazówek, co do tego, jak bezpiecznie dostać się do wyznaczonego punktu. Radziła chociażby, abym starał się nie przechodzić sam przez drogę, a zawsze poczekał na kogoś. Zarówno w moim mieście, jak i Bydgoszczy, widać zmiany idące w dobrą stronę, choć osobiście jestem najbardziej przerażony brakiem dostępności Ronda Jagiellonów.

Słyszałam również, że interesujesz się kulturą rosyjską. Co jest w niej takiego przyciągającego?

Moja historia z rosyjskim jest dosyć śmieszna i nietuzinkowa, ponieważ okazało się, że mam korzenie rosyjskie. Moja babcia urodziła się na terenie Związku Radzieckiego i była rosyjskojęzyczna.

Cała przygoda tak naprawdę zaczęła się jednak od tego, że mój młodszy brat grał w gry komputerowe. Często natrafiał na osoby z Rosji, kompletnie nie znając języka. Natomiast ja, już od czwartej klasy, zaczynałem się uczyć rosyjskiego. Pewnego razu poprosił mnie po prostu, abym pomógł mu się skomunikować z graczami ze wschodu. 

W ten sposób zapoznałem mojego pierwszego rosyjskojęzycznego kolegę, z którym sam zacząłem grać w gry i dzięki niemu narodziła się moja pasja do języka rosyjskiego, ponieważ opowiadał mi o swoim mieście i o tym jak się żyje w Rosji. Było to pociągające, gdyż pozwalało mi wyzbyć się stereotypów i poznać coś zupełnie dla mnie wówczas nieznanego oraz egzotycznego.

Język rosyjski dawał mi dodatkowe spojrzenie na język polski, z którym niekiedy miałem w szkole drobne problemy. Bardzo lubię dania kuchni rosyjskiej i ukraińskiej. W samej kulturze zachwyca mnie też dysonans pomiędzy, jak ja to roboczo nazywam, „kulturą biednych”, czyli np. pieśniami ludowymi a „kulturą bogatych”, czyli chociażby rosyjski balet.  Niestety jeszcze nigdy nie byłem w Rosji, ale myślę, że po zakończeniu pandemii się wybiorę. Z perspektywy czasu uważam, że poznanie tego, jak wygląda życie, trochę dalej niż tylko „za płotem u sąsiada” nauczyło mnie otwartości na drugiego człowieka, którą staram się nieustannie pielęgnować.

rozmawiała Dorota Borowska